Ponad cztery lata temu do kościoła w Sobkowie powrócił skradziony kilkadziesiąt lat temu portret trumienny z XVIII wieku przedstawiający Jozafata Szaniawskiego, jednego z dawnych właścicieli tamtejszego zamku rycerskiego. – Od tego czasu na zamku już nie straszy – twierdzi Andrzej Borkowski, obecny właściciel obiektu.
– Kiedy oryginał portretu wisiał w zamkowej restauracji, to wszyscy się go bali – kelnerki, sprzątaczki. To była tragedia, żadna nie chciała tam sprzątać. Wieczorem musiały być po dwie, bo jedna się bała – mówi właściciel zamku w Sobkowie. Namalowany na blasze portret trumienny jednego ze swoich poprzedników kupił jakieś osiem lat temu.
– Z tego, co mi wiadomo, sprawca kradzieży już dawno nie żyje, a portret przechodził z rąk do rąk w kręgu dalszej rodziny. Pewnego dnia jeden z ostatnich właścicieli zadzwonił do mnie z propozycją sprzedaży, sądząc, że z uwagi na historię zamku będę zainteresowany – wspomina Andrzej Borkowski. Do transakcji nie doszło jednak od razu. Sprzedający zażądał pięciu tysięcy złotych, a Borkowski zaproponował tysiąc. Na odchodne zażartował, że każdego, kto ma ten portret w domu, będą spotykać same nieszczęścia, bo to jednak portret trumienny.
Po kilku dniach człowiek ponownie się odezwał i przystał na tysiąc złotych. – Byłem ciekawy, co go skłoniło do obniżenia ceny, ale obiecał, że zdradzi mi, gdy kupię obraz i zapłacę. Wtedy rzeczywiście opowiedział mi, że dopiero po moich ostrzegawczych słowach skojarzył, że nieszczęścia, które od pewnego czasu trapią jego rodzinę, na pewno mają związek z obecnością portretu – śmierć, brak pieniędzy, nieporozumienia w rodzinie, choroba córki. Uznał, że to wina Jozafata.
Początkowo nowemu właścicielowi portretu wydawało się niewiarygodne, że duchy mogą działać tak radykalnie. Powiesił cenny historyczny nabytek w restauracji znajdującej się na terenie odbudowanego zamku, ale po pewnym czasie też zaczął wierzyć, że wizerunek Jozafata roztacza złą moc. – Jednemu z gości opowiedziałem historię portretu podczas kolacji. Śmiał się z niej, a jeszcze w trakcie pobytu został sparaliżowany i trafił do szpitala na kilka miesięcy. Padła zdrowa klacz. Dużo było takich dziwnych sytuacji w czasie, kiedy portret był na zamku. Zbiegi okoliczności? W końcu postanowiłem, że portret powinien wrócić tam, gdzie jego miejsce, czyli do kościoła – mówi Borkowski. Twierdzi, że od tego czasu na zamku jest spokojnie, choć w restauracji wisi kopia na płótnie.
Jak potwierdza ks. Leszek Molenda, proboszcz parafii pw. św. Stanisława w Sobkowie, portret rzeczywiście zginął z kościoła prawdopodobnie w 1975 roku. Przypuszczalnie ktoś go wówczas wyniósł w czasie przeprowadzanych prac remontowych w kryptach. Proboszcz do całej sprawy podchodzi ze stoickim spokojem i nie obawia się „klątwy Szaniawskiego". – Portret wisi w kościele ponad cztery lata. Nie ma się czego bać, nic złego się u nas nie dzieje, wszystko przebiega normalnie – zapewnia z uśmiechem.
Jozafat Szaniawski, który wraz z członkami rodziny spoczywa w podziemiach sobkowskiego kościoła, był panem na zamku w Sobkowie w XVIII wieku. Dawna jego posiadłość – średniowieczna fortalicja – została częściowo wyremontowana przez Andrzeja Borkowskiego i dzisiaj jest jedną z największych atrakcji turystycznych województwa świętokrzyskiego. Goście mogą tutaj poczuć klimat minionych epok nie tylko w restauracji „Pod zakutym łbem", jedząc dworskie przysmaki w towarzystwie srogo patrzącego, już z niegroźnej płóciennej kopii, Jozafata. Można również przenocować w zaadaptowanym na hotel pięćsetletnim skarbcu, obejrzeć pokaz walk rycerskich czy pojeździć konno.
Joanna Majewska
Fot. Zbigniew Masternak
O historii zamku w Sobkowie poczytaj więcej w Wizytówce Regionu.